poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 4

Po około 25 minutach Draco został na placu sam. Nadal wpatrywał się w balkon, na którym jeszcze przed chwilą stał prezydent. Nie zauważył,że podszedł do niego pewien mężczyzna.
- Pan Dracon Malfoy? - chłopak wystraszony lekko drgnął, kiedy usłyszał swoje imię, ale miał nadzieję, iż mężczyzna nie zauważył tego.
- Tak to ja. - nie wiedząc co się dzieje chłopak odburknął ledwo słyszalnie.
- A czy zechciałby pan pójść ze mną do środka? - mężczyzna wskazał głową na budynek parlamentu.
- Nie bardzo rozumiem dlaczego, ale niech będzie.
Mężczyźni weszli do budynku. O dziwo faceci w bieli nie zatrzymywali ich, tylko mówili rzeczy typu "Dzień dobry panie Jones" "Udanego popołudnia panie Jones". Paru nawet się uśmiechnęło.
- Jeśli mogę spytać, kim pan jest i skąd wie jak się nazywam? - zapytał arystokrata.
- Nazywam się Wilson Jones. Jestem prawą ręką i głównym doradcą pana prezydenta. To właśnie on powiedział mi jak wyglądasz i jak się nazywasz. - nastała cisza, którą rytmicznie przerywał stukot ich butów.
W owej ciszy przemierzyli ponad pół drogi. Draco raz po raz ukradkowo zerkał na jegomościa Wilsona. W końcu - jakby nie patrzeć - był nim, tylko, że starszym. Mężczyzna był blady, dobrze zbudowany, o stalowych oczach i - raczej nie naturalnych- blond włosach. Ponadto miał idealnie zakreślone rysy twarzy, a jego chód był niemal identyczny do chodu Dracona. Obaj szli nonszalancko, zgrabnie i z wysoko podniesioną głową. Tyle tylko, iż młodzieniec dodatkowo miał ręce w kieszeniach spodni.
- Nie interesuje cię dokąd idziemy? - zapytał Wilson, tym samym przerywając ciszę.
- Nie zbyt. Wolę, żeby mnie pan zaskoczył.
- Czyli nie obchodziłoby cię nawet to, że wybierasz się na własną śmierć? - mężczyzna był bardzo zdziwiony.
- Mimo, że raczej nie wyglądam na takiego, to jestem pewien, iż dałbym sobie radę z prawie każdym. Nawet katem - chłopak uśmiechnął się lekko pod nosem.
 Tym oto akcentem ich rozmowa się zakończyła. Wkrótce dotarli do znajomego chłopakowi miejsca. Tyle tylko, iż ostatnim razem Draco szedł inną drogą. Wilson Jones otworzył drzwi do gabinetu Corneliusa Snowa. Przepuścił Dracona w drzwiach, następnie sam przez nie przeszedł i starannie zamknął za sobą drzwi.
- Panie prezydencie, czy będę panu jeszcze do czegoś potrzebny?
- Myślę, że na razie nie Wilsonie - siwy jegomość jakby się uśmiechnął.
Jones skinął głową, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia. Oczywiście zamknął drzwi równie ostrożnie, jak poprzednio.
- Witam cię Draconie. Proszę, usiądź - mężczyzna wskazał ręką fotel na przeciwko - Skoro Wilson znalazł cię tak szybko, to znaczy, iż byłeś na placu, kiedy miałem audiencję, prawda?
- Tak, byłem tam.
- A czy usłyszałeś w całości obwieszczenie dotyczące wycieczki do dystryktów? - chłopak potwierdził skinieniem głowy. - To dobrze, bo też na nią pojedziesz.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Przybyłeś tu z innego wymiaru. Jeszcze wczoraj nie wiedziałeś gdzie się znajdujesz. Jeśli zamierzasz zostać chociaż na trochę w moim państwie, nalegam, abyś je poznał - kiedy wypowiadał ostatnie słowa, w jego głosie można było wyczuć lekką irytację.
- Kiedy? - Draco w końcu dał za wygraną.
- W przyszłym tygodniu. Do tego czasu musisz nauczyć się posługiwania bronią. - zanim chłopak zdążył coś powiedzieć, mężczyzna dodał - Tak... Bez żadnego powodu. Nie obraź się, ale w porównaniu do mojego wojska jesteś chuchrem.
W chłopku się zagotowało, jednak dalej miał taki sam wyraz twarzy. Bowiem w tonie głosu prezydenta doszukał się jakiegoś strachu i chęci ukrycia pewnej rzeczy.
- Proszę mi wierzyć, mimo takiego wyglądu jestem dość silny, żeby pokonać prawie każdego. A wie pan, że z pana doradcą też rozmawiałem na ten temat i na te słowa zdziwił się tak jak pan, albo nawet bardziej - chłopak się lekko roześmiał.
Przez kolejne kilka godzin rozmawiali, popijając procenty. Prezydent liczył, że jeśli rozpije chłopaka, to ten powie mu szczerą prawdę. Jednak nie wiedział, że od długiego picia Ognistej Whisky Malfoy ma łeb nie od parady. W końcu znudziło mu się picie z prezydentem i wrócił do hotelu. Szybko przeszedł przez hol, tak, aby Diana go nie zauważyła. Chłopak nie miał ochoty na rozmowy z nachalną recepcjonistką. Wszedł do pokoju, ale nie zauważył, iż nie zamknął drzwi do końca. Po szybkim prysznicu położył się prosto do łóżka. Gdy rano się obudził, zobaczył, że wpatrywały się w niego ogromne oczy. Chłopak się przeraził, bowiem te oczy należały do...

5 komentarzy:

  1. grr do kogo należały?!!?
    Zgaduje, że do Katnis

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny ❤ Co bedzie dalej ja chce juz to wiedziec xD Ma niecierpliwość xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialnie piszesz! Na prawdę! Czekam na kolejny rozdział!

    Rozdział 2 na blogu:
    http://igrzyska-oczami-prim.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż, szczerze się przyznam, że nie przepadam za crossoverami...Draco przenosi się do innego wymiaru? Hmmm...cóż, zobaczymy jak akcja się rozwinie :) Na pewno jestem ciekawa jak to pociągniesz dalej i będę czytać.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwszy raz spotykam się z fanfiction z postacią pochodzącą z całkiem innej historii...i jestem naprawdę mile zaskoczona c: Podoba mi się twój styl pisania, oby tak dalej ^^
    Zapraszam do siebie :3
    http://lovemeyourpsycholove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń