czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 5

Bowiem te oczy należały do Diany. Draco na jej widok się wzdrygnął, miał już po dziurki w nosie tej upierdliwej i nękającej go kobiety. z ogromną ochotą wyciągnąłby spod poduszki różdżkę, ale powstrzymał się od tego, wiedząc, iż to może grozić zdemaskowaniem się i narażeniem na złość Czarnego Pana, a tego wolałby jednak uniknąć. Z owych trapiących go przemyśleń wyrwał go głos Diany:
- Drzwi były uchylone, więc postanowiłam sprawdzić, czy wszystko w porządku - kobieta zakręciła włosy na palcu i zaczęła mrugać jak rasowy pokemon. Oczywiście nie mogło zabraknąć durnowatych minek, które chyba miały być słodkie, jednak Dracona przyprawiły o mdłości.
- Wszystko w porządku, a teraz WYJDŹ! - warknął przez zaciśnięte zęby.
- A co powiesz na kolacje w centralnej części Kapitolu? - kobieta nadal nie dawała za wygraną.
Draco mimo ogromnego kaca zerwał się na równe nogi i zaczął krzyczeć, tak, że słyszeli go nawet piętro niżej.A wyklinał przy tym tak bardzo, - głównie po mugolsku - że najgorsi dranie w Alcatraz nie powstydziliby się takiego słownictwa. Do pokoju wbiegł boj hotelowy z pistoletem w ręce.
- Co się tu dzieje? - zapytał zdyszany brunet w hotelowym stroju - Diana?! Co ty tu robisz do cholery jasnej?
- Dobrze, że pan jest. Ta kobieta weszła tu kiedy spałem. Jest upierdliwa i zaczyna mnie nękać. Proszę zrobić z nią porządek, albo sam się tym zajmę, a tego wszyscy woleliby uniknąć - chłopak powoli zaczął się uspokajać.
- Dobrze, postaramy się coś  tym zrobić - odpowiedział boj, a następnie zwrócił się do koleżanki z pracy - a ty pójdziesz ze mną do managera, w trybie natychmiastowym.
- A jeśli nie? - kobieta się uśmiechnęła, jednak w tym uśmiechu nie było już nic miłego.
- Będziesz miała wtedy przesrane za wszystko co zrobiłaś, co zamierzałaś zrobić i czego nie zrobiłaś, a zrobić miałaś. - brunet również uśmiechnął się w ten sposób - Nie zdziw się, jeżeli do szefa napłynie film z tobą w roli głównej.
Kobieta straciła swoją butę równie szybko, jak ją zyskała. Niechętnie skierowała się za bojem do wyjścia. Kiedy była w drzwiach, odwróciła się do Dracona i przez zaciśnięte zęby syknęła:
- Jeszcze poznasz zemstę Diany Walker. Jak z tobą skończę rodzona matka cię nie pozna - Diana odwróciła się na pięcie i wyszła, nie siląc się nawet na zamknięcie za sobą drzwi.Kilka godzin później już nie pracowała w hotelu Moderacja.


                                                                       ***


- Miejcie ją cały czas na oku - powiedział stary. - Nie wiadomo jak bardzo jest zdesperowana. Tylko pamiętajcie róbcie to tak, aby domyślała się tylko minimum tego wszystkiego.

- Tak jest panie prezydencie - Plutarch Heavensbee skinął głową i już miał wychodzić, kiedy prezydent znów przemówił.
- Aha, jeszcze przygotuj poduszkowiec i sprowadź naszego blondwłosego gościa. chciałbym pokazać mu parę miejsc w naszym wspaniałym państwie.
Około 20 minut później Draco siedział już w wygodnym fotelu poduszkowca, a naprzeciwko niego znajdowali się prezydent wraz z doradcą. Swoją wycieczkę rozpoczęli od zatrzymania się w Dystrykcie 1. Gdy już wysiedli z poduszkowca, prezydent przemówił:
- Oto Dystrykt 1, jedna z dzielnic Panem, że się tak wyrażę. To właśnie tutaj powstają najlepsze towary sprowadzane do Kapitolu, takie jak kamienie szlachetne, czy też inne drogie i luksusowe przedmioty. Jeżeli chodzi o wielkość tych naszych dzielnic, to ten Dystrykt zajmuje miejsce 9 na 12. Cóż, nie mamy zbytnio czasu, dlatego powinniśmy się już zbierać z powrotem do poduszkowca.
Kilka minut później byli znów w powietrzu. Mimo tego, iż lecieli 150 km/h, to do Dystryktu 2 dolecieli po ponad czterech godzinach. Prezydent postanowił, iż prześpią się w Pałacu Sprawiedliwości, a zwiedzaniem zajmą się po odpoczynku. Tak też się stało, tyle że wpierw czekała ich wspaniała uczta, na którą zaprosił ich burmistrz. Po sytym posiłku, zakrapianym alkoholem, przyszedł czas na sen. Każdy z nich dostał osobną sypialnię z własną łazienką, a przed drzwiami stali Strażnicy Pokoju, którzy mieli dopilnować, aby żadnemu z nich nic złego się nie stało. Draco czuł się przez to jak w więzieniu, ale postanowił nie przejmować się tym. Miał trafne przeczucie, że już niedługo wszystko się wyjaśni, a ta jego beznadziejna misja wreszcie się skończy. Pocieszony tą myślą poszedł się myć. Zrobił to wyjątkowo szybko jak na niego - w porównaniu do Malfoy Manor, ba, nawet do Hogwartu czy tego hotelu, ten Pałac był speluną, choć nie najgorszą, jaką widział w życiu. Po około trzech minutach leżał już w łóżku, a po kolejnych dziesięciu już spał. Po raz kolejny śniła mu się tajemnicza dziewczyna o oliwkowej cerze i szarych oczach. Tym razem Draco zapamiętał fragment snu - owa tajemnicza i zjawiskowa dziewczyna wpatrywała się w niego błagalnie, jakby chciała powiedzieć mu coś bardzo ważnego, a w jej oczach było widać bezsilność i strach, ale także chęć zmienienia tego wszystkiego.
Gdy chłopak obudził się nad ranem, pierwszą rzeczą o jakiej pomyślał, była chęć niesienia pomocy tej tajemniczej dziewczynie. Młody Malfoy przyrzekł sobie, że ją znajdzie i za wszelką cenę pomoże jej, choćby własnym kosztem. Następnie udał się do łazienki, szybko umył i owinięty ręcznikiem wyczarował ubrania. Tym razem były to czarne spodnie od garnituru, biały T-shirt z imitacją czarnego krawata, oraz granatową marynarkę. Oczywiście nie mogło zabraknąć dziwnych podłużnych butów, w które chował różdżkę, tym razem koloru nie zmienił. Lazurowy błękit podkreślał stalowy kolor jego oczu.
Chłopak nie wiedział co przez te dwie godziny ma ze sobą zrobić, ale nagle poczuł znajome pieczenie na przedramieniu. Podciągnął rękaw marynarki, a następnie dotknął Mrocznego Znaku. Po raz kolejny w życiu załaskotało go w okolicy pępka, a następnie był już w sali narad śmierciożerców.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 4

Po około 25 minutach Draco został na placu sam. Nadal wpatrywał się w balkon, na którym jeszcze przed chwilą stał prezydent. Nie zauważył,że podszedł do niego pewien mężczyzna.
- Pan Dracon Malfoy? - chłopak wystraszony lekko drgnął, kiedy usłyszał swoje imię, ale miał nadzieję, iż mężczyzna nie zauważył tego.
- Tak to ja. - nie wiedząc co się dzieje chłopak odburknął ledwo słyszalnie.
- A czy zechciałby pan pójść ze mną do środka? - mężczyzna wskazał głową na budynek parlamentu.
- Nie bardzo rozumiem dlaczego, ale niech będzie.
Mężczyźni weszli do budynku. O dziwo faceci w bieli nie zatrzymywali ich, tylko mówili rzeczy typu "Dzień dobry panie Jones" "Udanego popołudnia panie Jones". Paru nawet się uśmiechnęło.
- Jeśli mogę spytać, kim pan jest i skąd wie jak się nazywam? - zapytał arystokrata.
- Nazywam się Wilson Jones. Jestem prawą ręką i głównym doradcą pana prezydenta. To właśnie on powiedział mi jak wyglądasz i jak się nazywasz. - nastała cisza, którą rytmicznie przerywał stukot ich butów.
W owej ciszy przemierzyli ponad pół drogi. Draco raz po raz ukradkowo zerkał na jegomościa Wilsona. W końcu - jakby nie patrzeć - był nim, tylko, że starszym. Mężczyzna był blady, dobrze zbudowany, o stalowych oczach i - raczej nie naturalnych- blond włosach. Ponadto miał idealnie zakreślone rysy twarzy, a jego chód był niemal identyczny do chodu Dracona. Obaj szli nonszalancko, zgrabnie i z wysoko podniesioną głową. Tyle tylko, iż młodzieniec dodatkowo miał ręce w kieszeniach spodni.
- Nie interesuje cię dokąd idziemy? - zapytał Wilson, tym samym przerywając ciszę.
- Nie zbyt. Wolę, żeby mnie pan zaskoczył.
- Czyli nie obchodziłoby cię nawet to, że wybierasz się na własną śmierć? - mężczyzna był bardzo zdziwiony.
- Mimo, że raczej nie wyglądam na takiego, to jestem pewien, iż dałbym sobie radę z prawie każdym. Nawet katem - chłopak uśmiechnął się lekko pod nosem.
 Tym oto akcentem ich rozmowa się zakończyła. Wkrótce dotarli do znajomego chłopakowi miejsca. Tyle tylko, iż ostatnim razem Draco szedł inną drogą. Wilson Jones otworzył drzwi do gabinetu Corneliusa Snowa. Przepuścił Dracona w drzwiach, następnie sam przez nie przeszedł i starannie zamknął za sobą drzwi.
- Panie prezydencie, czy będę panu jeszcze do czegoś potrzebny?
- Myślę, że na razie nie Wilsonie - siwy jegomość jakby się uśmiechnął.
Jones skinął głową, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia. Oczywiście zamknął drzwi równie ostrożnie, jak poprzednio.
- Witam cię Draconie. Proszę, usiądź - mężczyzna wskazał ręką fotel na przeciwko - Skoro Wilson znalazł cię tak szybko, to znaczy, iż byłeś na placu, kiedy miałem audiencję, prawda?
- Tak, byłem tam.
- A czy usłyszałeś w całości obwieszczenie dotyczące wycieczki do dystryktów? - chłopak potwierdził skinieniem głowy. - To dobrze, bo też na nią pojedziesz.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Przybyłeś tu z innego wymiaru. Jeszcze wczoraj nie wiedziałeś gdzie się znajdujesz. Jeśli zamierzasz zostać chociaż na trochę w moim państwie, nalegam, abyś je poznał - kiedy wypowiadał ostatnie słowa, w jego głosie można było wyczuć lekką irytację.
- Kiedy? - Draco w końcu dał za wygraną.
- W przyszłym tygodniu. Do tego czasu musisz nauczyć się posługiwania bronią. - zanim chłopak zdążył coś powiedzieć, mężczyzna dodał - Tak... Bez żadnego powodu. Nie obraź się, ale w porównaniu do mojego wojska jesteś chuchrem.
W chłopku się zagotowało, jednak dalej miał taki sam wyraz twarzy. Bowiem w tonie głosu prezydenta doszukał się jakiegoś strachu i chęci ukrycia pewnej rzeczy.
- Proszę mi wierzyć, mimo takiego wyglądu jestem dość silny, żeby pokonać prawie każdego. A wie pan, że z pana doradcą też rozmawiałem na ten temat i na te słowa zdziwił się tak jak pan, albo nawet bardziej - chłopak się lekko roześmiał.
Przez kolejne kilka godzin rozmawiali, popijając procenty. Prezydent liczył, że jeśli rozpije chłopaka, to ten powie mu szczerą prawdę. Jednak nie wiedział, że od długiego picia Ognistej Whisky Malfoy ma łeb nie od parady. W końcu znudziło mu się picie z prezydentem i wrócił do hotelu. Szybko przeszedł przez hol, tak, aby Diana go nie zauważyła. Chłopak nie miał ochoty na rozmowy z nachalną recepcjonistką. Wszedł do pokoju, ale nie zauważył, iż nie zamknął drzwi do końca. Po szybkim prysznicu położył się prosto do łóżka. Gdy rano się obudził, zobaczył, że wpatrywały się w niego ogromne oczy. Chłopak się przeraził, bowiem te oczy należały do...

czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 3

Draco Malfoy obudził się z wrażeniem, iż miał bardzo dziwny sen o jakimś innym wymiarze. Rozbudzając się jeszcze bardziej uświadomił sobie, że to niestety nie był sen. Chłopak z rezygnacją wstał z łóżka i skierował się w stronę łazienki.Wziął długi prysznic i zaczął zastanawiać się jak ma się ubrać, skoro wszyscy w tym dziwnym miejscu wyglądają jak dziwadła. W końcu zdecydował się założyć jeansy, biały T-shirt, czarną marynarkę od garnituru oraz przedziwne buty, które nosił poprzedniego dnia. Jednak nie podobał mu się ich kolor, dlatego zmienił go na lazurowy błękit.
Różdżkę schował do prawego buta i wyszedł z pomieszczenia. Arystokrata znalazł się na korytarzu i za rogiem wpadł na kobietę z recepcji.
- Przepraszam, nie zauważyłem pani - powiedział chłopak i już zamierzał iść dalej, ale kobieta go zatrzymała.
- Nic nie szkodzi, to ja powinnam przeprosić, w końcu to ja na pana wpadłam - nastała chwila ciszy, po czym kobieta znów się odezwała i uśmiechnęła się do chłopaka. - Jestem Diana.
- Dracon - podali sobie ręce na przywitanie. - Przepraszam, ale jestem już spóźniony. - wyminął kobietę i ruszył przed siebie.
Idąc do siedziby władz ponownie zaczął rozmyślać nad pewnymi sprawami. Kiedyś bardzo imponowało mu to, iż żadna dziewczyna ani kobieta nie może mu się oprzeć, ale teraz to była normalność.
Gdy dotarł pod parlament było już trochę ludzi. Próbował przedostać się, aby wejść do budynku, lecz zatrzymał go facet w bieli z ogromnych karabinem. Właściwie roiło się tam od ludzi w białych kombinezonach z wielkimi pistoletami. Oprócz nich byli najróżniejsi obywatele Kapitolu, poczynając od kolorowowłosych i kolorowoskórych, poprzez ubranych bardzo pstrokato, kończąc na połączeniu tych dwóch stylów na raz. Zrezygnowany postanowił wmieszać się w tłum, ponieważ wiedział, iż użycie magii grozi ujawnieniem się, a tego by nie chciał. Po chwili na balkonie powyżej pojawił się Cornelius Snow we własnej osobie i chyba chciał wydać jakieś obwieszczenie, ponieważ ludzi zbierało się coraz więcej.
Zbytnio się nie pomylił, ponieważ prezydent wydał tylko krótkie oświadczenie, które brzmiało mniej więcej tak:
- Drodzy obywatele Panem! Zebrałem was tutaj na audiencji na żywo, ponieważ chciałbym ogłosić pewną rzecz. Doskonale wiecie, iż w dystryktach zbliżają się dożynki, a wraz z nimi kolejne Głodowe Igrzyska! - w tym momencie rozległy się wiwaty. - Ale w związku z tym, iż parę szkół chciałoby wybrać się z wizytami w dystryktach, zastanawiam się nad przełożeniem Igrzysk o miesiąc... - Snow wcale nie był zadowolony z tego pomysłu, jednak bardzo zależało mu na wnuczce, o której pochodzeniu nikt nie wiedział, a która chciała wybrać się z przyjaciółmi do dystryktów. Prezydent nie chciał, żeby ktoś zaczął coś podejrzewać, więc postanowił, że zorganizuje wycieczkę paru szkół do wybranych dystryktów. - Oczywiście nic za darmo. Za transport, noclegi i zapewnienie całkowitego bezpieczeństwa szkoły będą musiały zapłacić dosyć sporo. - Snow na chwilę zamilkł, a następnie dodał - Koniec audiencji. Dziękuję, możecie się rozejść.
Po około 25 minutach Draco został na placu sam. Nadal wpatrywał się w balkon, na którym jeszcze przed chwilą stał prezydent. Nie zauważył,że podszedł do niego pewien mężczyzna...

piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 2

Na początek chciałabym przeprosić za moją tak długą nieobecność, ale kiedy po feriach zaczęła się szkoła przestałam mieć czas na cokolwiek. Dzięki Bogu od 2 tygodni są już wakacje. Niestety ja nadal nie napisałam rozdziału, ale obiecuję, że się poprawię i oprócz tego poniżej w wakacje pojawią się co najmniej 4 rozdziały.
To chyba tyle z mojej strony :) Zapraszam na rozdział 2 c:
P.S. gwiazdki przed niektórymi wyrazami nie są przypadkowe.
__________________________________________________________________
ROZDZIAŁ DLA KOSOGŁOSEŁA c: GDYBY NIE ONA, TO DALEJ STAŁBY W MIEJSCU ._. Dziękuję Ci, że pomogłaś sprężyć mój leniwy tyłek do roboty XD Tak trzymać, tylko Ty potrafisz mnie zmotywować do działania xd
__________________________________________________________________
Po minięciu wielu facetów w bieli na dużej ilości korytarzy dotarli do masywnych drzwi. Draco nacisnął klamkę i zaniemówił. Bowiem to pomieszczenie w przeciwieństwie do innych było zupełnie nienowoczesne. Aż czuło się w nim pokłady ogromnej ilości historii. Jednak nie to sprawiło, że Dracona zatkało. Jedna ze ścian cała była pokryta zdjęciami ładnej młodej dziewczyny o oliwkowej cerze, czarnych włosach i szarych oczach. Na wszystkich jej twarz była otoczona czerwonym kółkiem. Chłopak rozejrzał się po gabinecie i zauważył starego mężczyznę siedzącego przy biurku. Coś w jego postawie przypominało mu Czarnego Pana, jednak samym wyglądem wyróżniał się całkowicie. Był pulchny, jego skóra koloru brzoskwiniowego, a włosy i broda siwe. Draco poczuł zapach róż i tak dobrze znanej mu krwi. Co do kwestii zapachowej, coś się nie zgadzało... Tak... On ma nos! Chłopak nigdy nie wyobrażał sobie członków rodziny Czarnego Pana z nosami, jednak wiedział, że starszy pan jest kuzynem niegdysiejszego Toma Riddle. Mężczyzna wyglądał jak przeciętny mugolski dziadek. Mógłby uchodzić nawet za przodka tej szlamy Grangner, gdyby nie to, że jego oczy były zimne jak lód. Starszy jegomość popatrzył się na nieletniego i powiedział:
-Powiadomiono mnie, że przybędziesz na audiencję, lecz nie powiedziano mi po co. A więc słucham cię chłopcze.
- Od czego by tu zacząć? - arystokrata mruknął pod nosem, jednak starszy pan miał dość dobry słuch i natychmiast odpowiedział:
- Najlepiej od początku - tak zimnego wzroku nie powstydziłby się nikt z rodu Malfoy'ów.
- To tak... Nazywam się Draco Malfoy i przybyłem tu ze Szkocji. Muszę koniecznie porozmawiać z prezydentem Snowem. - chłopak chwilowo zaprzestał swój monolog, aby wziąć głębszy oddech.
- Ze Szkocji? - mężczyzna zapytał zdziwiony i po chwili dodał - przecież Szkocja nie istnieje od ponad 200 lat. Chyba że...
Niestety nie dane było mu skończyć, ponieważ młodzieniec dość brutalnie mu przerwał, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji jakie mogły wyniknąć przez jego nieprzemyślane zachowanie. Starszy pan obdarzył Dracona jeszcze bardziej (o ile to możliwe) zimnym spojrzeniem, jednak tylko to skomentował zaskakującymi słowami.
- Wiesz chłopcze, ja w twoim wieku byłem tak samo rozwydrzony jak ty, jednak mieszkałem w zupełnie innym miejscu. Lepszym miejscu. - mężczyzna tęsknym wzrokiem popatrzył na dziwną mapę leżącą na misternie zdobionym biurku. - Tutaj za przerwanie prezydentowi może grozić nawet kara śmierci. - starszy jegomość skinął głową na znak, iż udziela Malfoy'owi głosu.
- Przepraszam, nie wiedziałem. Jednak już wiem, że nie wolno. I wiem również, iż to pan jest osobą, której szukam. Wiem, że zabrzmi to absurdalnie, ale jestem czarodziejem. Pochodzę chyba z innego wymiaru, bo nie potrafię inaczej wytłumaczyć tego jak trafiłem do Panemu, którego nie ma na żadnych mapach, oraz tego, że jeszcze wczoraj był rok 1997, a dziś jest już 2165. - chłopak zamilkł, ponieważ był ciekaw reakcji Snowa.
- Nie "Panemu", a Panem. Ta nazwa się nie odmienia. - widząc, że na chłopcu nie robi to wrażenia dodał - A tak po za tym, to wierzę ci w to, że przybywasz z innego wymiaru tak się składa, że jest ich co najmniej *sześć. Z tego co pamiętam z map, to ty przybywasz z wymiaru trzeciego. A na obecną chwilę jesteśmy w wymiarze piątym. Ale nie ważne. Możesz opowiadać dalej.
Draco pokrótce opowiedział co sprowadza go do wymiaru piątego, jednak ani razu nie wspomniał o tym, że Lord Voldemort chciałby dowiedzieć się, co kombinuje jego kuzyn. Gdy chłopak nie miał już nic więcej do dodania odezwał się Cornelius.
- Bardzo ciekawe. Twój pan wyznaczył ci za misję wybadanie innych wymiarów nie mówiąc ci o tym. Bardzo sprytne posunięcie. - nagle starszy pan jakby się ożywił. - A słuchaj, znasz może mojego kuzyna Toma Riddle'a? Siedzi gdzieś tam w trzecim wymiarze i dawno się nie odzywał.
Draco wyjaśnił, iż to właśnie Tom wysłał go do Kapitolu, ponieważ sam na odwiedziny nie ma czasu. Powiedział też o ciężkiej sytuacji z Potterem. Na co Snow nic nie odpowiedział, tylko podrapał się po brodzie. Mężczyźni rozmawiali chwilę o mniej lub bardziej błahych sprawach. Spokój jednak nie trwał długo, bowiem zakłócił go Strażnik Pokoju, mówiąc coś, czego Drako nie zrozumiał. Chłopak domyślił się, że pan prezydent i rudy mundurowy mówią szyfrem. Niestety nic więcej nie dane było mu usłyszeć, ponieważ został wyproszony z gabinetu. Nie czekając na drugiego pana w bieli, który miał go odprowadzić, wściekły ruszył w drogę powrotną do hotelu Moderacja. Po drodze myślał o całym dzisiejszym dniu. To wszystko wydawało mu się tak wiarygodne, jak związek Pansy ze szlamą Grangner.
Tym razem był o wiele milszy dla kobiety w recepcji. Bądź co bądź, Narcyza była jego matką i dała radę nauczyć szacunku do kobiet przy tak ogromnym tyranie, jakim był Lucjusz. Draco był jej za to wdzięczny. Odbierając klucze uśmiechnął się do recepcjonistki i życzył jej dobrej nocy. Kobieta jeszcze chwilę za nim patrzyła, ale on był już w windzie i tego nie widział.
Z ogromną ulgą zmył z siebie ten cały makijaż i wyczarował swoją NORMALNĄ piżamę. Przez bardzo długi czas chłopak siedział w wannie z cygarem i whisky, żałował, że nie Ognistą, ale i tak cieszył się, że jakąkolwiek dostał. Gdy tylko przebrał się w piżamę i położył do łóżka, momentalnie zasnął. Śniła mu się ta dziewczyna o oliwkowej cerze i ciemnych włosach. To był bardzo przyjemny sen, ale niestety rano już go nie pamiętał.


~ Szara Dama
_____________
Co do tej gwiazdeczki, to chodzi o to, że każda książka/seria książek o istotach nadprzyrodzonych ma swój własny wymiar. Np.:
Szeptem, Diabelskie Maszyny i Dary Anioła to 1 wymiar, tyle tylko, iż Anioły i Nefilowie w Szeptem są "innymi", ponieważ nie widzą demonów. Wszystkie są we współczesnych czasach, a ich akcja rozgrywa się w realnych miejscach.
Narnia to drugi wymiar.
Trzeci to właśnie świat Harry'ego.
Czwarty to świat Tolkienowski. 
Piąty wymiar to Panem.
Szósty jest wymiarem zwykłych śmiertelników, którzy mogą tylko czytać o takich wspaniałych miejscach jak powyżej i poniżej (Snow zna tylko te 6 wymiarów, ale są jeszcze inne)
W siódmym wymiarze żyją półbogowie.
W ósmym jest sobie świat Niezgodnej.
I tak dalej i tak dalej.

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 1.

Młody arystokrata rozejrzał się po holu i zauważył kilka osób, które wyglądały niczym kopie Lady Gagi, tej mugolskiej piosenkarki. Po raz drugi przebiegł wzrokiem po pomieszczeniu i zauważył recepcję. Natychmiast tam podszedł.
- Gdzie ja jestem? - zapytał bezceremonialnie blondyn.
- W hotelu Moderacja, proszę pana. - odpowiedziała mu kobieta o różowych włosach i zielonkawym odcieniu skóry. Już na pierwszy rzut oka widać było, że Draco jej się spodobał - Pokój jednoosobowy czy ilu pan sobie...- jednak recepcjonistce nie było dane dokończyć, gdyż Malfoy jej przerwał.
- A może dokładniejsza lokalizacja? Na przykład miasto, w którym się znajdujemy? - zapytał trochę piorytowany
- Jesteśmy w Kapitolu proszę pana. - różowowłosa odpowiedziała z przesłodzonym uśmiechem
- A daleko stąd jest do Panemu? Bo muszę się tam dostać.
- Proszę pana, dobrze się pan czuje? Może wezwać lekarza? - zapytała przestraszona recepcjonistka
- Powaliło cię?! Ze mną wszystko jest okej. Tylko chciałbym wiedzieć jak dostać się do Panemu! - młodemu arystokracie widocznie zaczynało brakować cierpliwości.
- Proszę pana, jest Panem i ta nazwa się nie odmienia - kobieta postanowiła mu wyjaśnić, a następnie zawołać lekarza.
- Ale jak... - zaczął znowu tleniony
- Proszę mi nie przerywać. Kapitol jest stolicą Panem i już się pan tu znajduje.
- W takim razie dziękuję - odpowiedział chłopak, a gdy już się odwrócił i odszedł parę kroków recepcjonistka powiedziała do siebie pod nosem:
- Panem istnieje od 2090 roku, a on nie wie co to jest i jak się odmienia. Istna masakra.
Jednak chłopak to usłyszał i momentalnie się odwrócił
- Chwila, przecież jest rok 1997, jak to  możliwe? - zapytał przestraszony i zdezorientowany
- Nie skarbie, jest rok 2165. Na pewno nie chcesz skorzystać z pomocy lekarskiej? - zapytała z troską w głosie.
- Dobra, nieważne. Jest tu ktoś taki jak prezydent Snow? - zapytał bez owijania w bawełnę.
- Oczywiście, a do czego jest ci potrzebny  nasz wspaniały prezydent?
- To już jest moja sprawa - i odszedł
Przez około trzy godziny błądził po mieście, szukając siedziby prezydenta i zastanawiając się nad tym co powiedziała ta dziwna kobieta. Od razu przypomniała mu się pierwsza lekcja wróżbiarstwa, kiedy Trelawney powiedziała im, że istnieją różne wymiary i można przez nie przechodzić. Wtedy w to nie wierzył,ale teraz zaczął się nad tym zastanawiać.
W końcu dotarł do budynku, który przypominał parlament. Bez zastanowienia wszedł tam, na co od razu zareagowali dwaj dziwni faceci w białych kombinezonach i z wielkimi karabinami maszynowymi.
- Kim jesteś i po co przyszedłeś?! - ryknął jeden z nich, ten wyższy.
- Nazywam się Draco Malfoy i szukam prezydenta Snowa. - chłopak pierwszy raz w życiu wystraszył się mugoli, lecz jak zwykle miał kamienny wyraz twarzy - Mam dla niego bardzo ważną wiadomość.
Niższy mężczyzna wyciągnął coś na kształt walkie-talkie  i powiedział do niego:
- Jest tu jeden koleś, który chce zobaczyć się z prezydentem. Mówi, że ma dla niego bardzo ważną wiadomość. Zapytaj go czy ma czas na audiencję - nastała chwila ciszy i po chwili z urządzenia dało się słyszeć:
- Tak, prezydent zgadza się na audiencję, ale za jakieś pół godziny. Aha Darius, tylko nie zapomnijcie go przeszukać.
Jak powiedział głos z urządzenia, tak zrobili. Niższy o rudych włosach zajął się przeszukaniem go, natomiast ten wyższy dalej celował w niego karabinem. Rudowłosy przeprowadził mu dokładną rewizję, ale na szczęście nie znalazł różdżki. Bowiem była ona schowana w bucie, tak dobrze, że nawet nie było jej czuć. Po chwili biali mężczyźni powiedzieli mu, że może iść na spotkanie z prezydentem. Prowadził go tam ten rudy. Po minięciu wielu facetów w bieli na dużej ilości korytarzy dotarli do masywnych drzwi. Draco nacisnął klamkę i zaniemówił.


~ SZARA DAMA ~

środa, 12 lutego 2014

Prolog

Był już późny wieczór, a on siedział sam w salonie, na wygodnym fotelu przed ciepłym kominkiem, który był jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. W jednej ręce trzymał cygaro, natomiast w drugiej ciężką kryształową szklankę z Ognistą Whisky i patrzył na płomień.
W pewnym momencie poczuł ogromnie rwący i pulsujący ból na lewym przedramieniu. Odłożył szklankę na stary, misternie zdobiony mahoniowy stolik i delikatnie podciągnął rękaw białej koszuli. Zobaczył, że jego tatuaż z czarnego zrobił się czerwony. W pośpiechu wrzucił cygaro do kominka i założył marynarkę, po czym dotknął Mrocznego Znaku.
Kiedy to zrobił zaznał lekkiego łaskotania w okolicy pępka, takiego samego, jak przy każdej teleportacji. Ręka przestała go boleć, a po krótkim mrugnięciu oka znalazł się w sali narad śmierciożerców. Ściany były z szarej cegły, bez okien. Jedyne światło dawał osadzony przy samym suficie diamentowy żyrandol. Pomieszczenie było puste, nie licząc wielkiego okrągłego dębowego stołu z dużą ilością krzeseł do kompletu, w oczy najbardziej rzucało się jedno. Było całe ze srebra, obijane zieloną skórą z podłokietnikami w kształcie węży, których oczy były ze szmaragdów. Na tronie tym siedział łysy mężczyzna bez nosa i z czerwonymi szparkami zamiast oczów. Tradycyjnie był on niezdrowo blady i miał na sobie czarną szatę. Chłopak uklęknął.
- Panie, wzywałeś mnie? - zapytał młodszy, nie mając odwagi, żeby spojrzeć drugiemu w oczy.
- Wstań. - odpowiedział drugi, a chłopak wykonał polecenie - Wezwałem cię, bo mam dla ciebie pewną misję do wykonania. Wydaje mi się, że mój kuzyn zataja przede mną coś ważnego. Za godzinę przeniosę cię do miejsca, w którym znajduje się mój kuzyn. Jednak najpierw musisz...yyyy...przejść pewną metamorfozę. Po pierwsze zmień garnitur na coś...bardziej kreatywnego - w tym momencie pstryknął palcami i pojawił się skrzat domowy z zielono-pomarańczową bufiastą koszulą i jeansami. Cały komplet wyglądał w miarę w porządku, nie licząc szpiczastych butów. - Przebierz się chłopcze. - mężczyzna machnął różdżką i pojawił się parawan. Gdy chłopak się przebrał, starszy znów przemówił - Skrzacie pomaluj go - młodszy ze zdziwieniem i przestarchem w oczach spojrzał na swojego pana, ale nie protestował. Gdy skrzat skończył twarz chłopaka wyglądała jak tęcza.
- Panie, czy taki makijaż nie jest przesadą? - zapytał nieśmiało
- Draconie, może masz rację, skrzacie zmyj mu to i namaluj mu jakieś kreski na oczach - jak powiedział, tak skrzat zrobił.
Minęło pół godziny. Draco ten czas spędził w pokoju gościnnym. Po chwili przyszedł po niego skrzat. Gdy znowu znalazł się w sali narad Voldemort powiedział tylko:
- Szukaj Coriolanusa Snowa chłopcze, łatwo go znajdziesz, bo uważa się za prezydenta Panem. I nie daj się zwieść. - nastała chwila ciszy - Jesteś jednym z najlepszych śmierciożerców. Masz wrócić cało, bo będziesz potrzebny, żebyśmy mogli przedostać się do Hogwartu - machnął różdżką i przeniósł młodego Malfoy'a do hotelu o nazwie Moderacja.


~ SZARA DAMA ~

O blogu i o mnie ;)

Jestem Emilia, znana również jako Szara Dama i tak też będę się podpisywać. Kocham Harrego Pottera, Igrzyska Śmierci, Percego Jacksona, Dary Anioła, Opowieści z Narnii i Władcę Pierścieni, oczywiście jestem też Heleniast i Depphead. Mogłabym wymieniać bardzo długo do jakich fandomów należę, ale chyba te są najważniejsze :)

 Prowadzę też drugiego bloga oto on. Jest on o synu głównego bohatera i córce Hermiony Grangner.

Blog, no cóż... będzie bardzo nietypowy, ponieważ połączę w nim dwie postacie z różnych książek. Mam nadzieję, że się spodoba.

~ SZARA DAMA ~